![]() |
|
Uczymy się tańczyć przed ślubem. Nie mam ambicji, bycia w pierwszym tańcu podrzucana do góry i łapana 2 metry dalej niczym w scenie z „Dirty Dancing”, o nie. Spodobały mi się za to słowa naszej instruktorki tańca – „macie wejść na parkiet i zatańczyć jakbyście się z tym urodzili, naturalnie i bez wysiłku”. Oczywiście wysiłek jest. I po każdej lekcji mamy nowe odkrycia jak ciekawą metaforą związku jest taniec:
- „Taniec z gwiazdami” vs. prawdziwy pot. Lubię oglądać ten program, np. kiedy odwiedzam Mamę (w Krakowie celowo nie mamy telewizora). I zawsze się zachwycam pięknymi parami, wdzięcznymi ruchami i choreografią jak z bajki. W tańcu (szczególnie tym pierwszym na ślubie) jest dla mnie piękna symbolika dialogu, radości z bycia razem, wchodzenia w nowy etap życia. Więc za nic nie zamieniłabym uroczystego pierwszego tańca na jeden z tych kabaretowych występów, które można zobaczyć na you tubie, gdy para klepie się po pośladkach w rytm „Facet to świnia”. Taki tekst ma być początkiem nowej drogi? Jednak jestem romantyczką. Gdy ćwiczymy już tak bajkowo nie jest. Depczemy sobie po stopach, wpadamy na siebie, pocimy się i chociażbym nawet chciała wygladać ładnie to po godzinie ćwiczeń nie zawsze się udaje i jeszcze widzę to dokładnie w lustrze:) Wracając z pierwszej lekcji kłóciliśmy się też całą drogę … kto więcej razy się pomylił, więc już w ogóle romantycznie nie było. Ale już na drugiej lekcji widziałam przebłyski piękna, gdy ćwiczyliśmy ładne, a proste kroki i obroty, w którym wyglądamy naprawdę wdzięcznie. Czyli chyba trzebaby zaakceptować fakt, że nie zawsze jest pięknie, ale i robić wszystko, żeby jak najczęściej było.
- Dać się poprowadzić! To moje największe odkrycie i pierwsze upomnienie od instruktorki: w tańcu prowadzi partner! Aby nad tym popracować robiliśmy ciekawe ćwiczenie: dotykamy się tylko jednym ramieniem, mam zamknięte oczy i wyczuwając zamiary partnera mam iść we wskazanym przez niego w tańcu kierunku. Po paru próbach się udało. Nie czytaliśmy sobie w myślach, ale delikatne ruchy partnera ręką pomagały. Genialne w swojej prostocie: żeby to czuć, trzeba dosyć mocno napierać rękami na siebie, czyli … być blisko siebie, zaufać i sluchać sygnałów. Jak w życiu.
- Nikt się nie rodzi tancerzem. Jak się temu przyjrzeć to wydaje się lekko szalone, że wchodzimy w związek i dziwimy się, kiedy coś idzie nie tak. Dwoje obcych ludzi, z różnymi historiami, oczekiwaniami, zwyczajami, (różną długością nóg i kondycją:) ma stworzyć coś całkiem nowego. I ma to być ładne, najlepiej od razu. „To jak nie wiesz co dla mnie oznacza szacunek? Przecież to oczywiste!” „U mnie zawsze się tak robiło w domu, u Ciebie nie?” „Denerwuje Cię, jak mówię kawka? Pierwsze słyszę!” i tak dalej

- Czuć czy liczyć kroki? Na początku kursu poruszaliśmy się bardziej jak roboty. Ja szybciej chcę improwizować, M. woli najpierw dokładnie liczyć kroki, żeby potem powymyślać bardziej złożone układy. Uczymy się też i podchodzimy do nowych zadań w różny sposób. M. czyta instrukcje, ja pytam ludzi, jak coś robią, ja robię zakupy, wymyślając co ugotuję w sklepie, M. ma spis produktów wcześniej, co czasem oboje nas doprowadza do szału.
- Dialog. „Możesz mieć rację albo żonę” usłyszeliśmy na Wieczorach dla Zakochanych. No i może rzeczywiście zrobiłam dzisiaj mniej błędów niż ty, ale czy podliczenie ich nam pomoże? Czasem pozwala się poczuć lepiej, ale tylko na krótko i dużym kosztem.
- Naturalnie czy na pokaz? Szukając inspiracji widzieliśmy trochę tańców na you tubie. Niektóre pary wyglądają na bardzo spięte, jakby właśnie naoglądały się za dużo „Tańca z gwiazdami” i chciałyby aby wszystko wyszło idealnie. I też się czasami łapię na realizowaniu różnych planów na doskonały dzień, weekend, tydzień, idealne urodziny, wycieczkę czy rocznicę. A potem się stukam w głowę, bo przecież ważniejsze niż sięganie nabytych romantycznych standardów, jest cieszenie się sobą. Staramy się też w tańcu z siebie śmiać i wyluzować. Uczymy się też, że ważne są szczegóły, unoszenie na palcach, ruch
ręką, gest ujmowania dłoni. Spotkaliśmy też parę wiekowych już ludzi,
którzy tańczą razem już paręnaście lat, to jest dopiero widok, taki
zgrany krok!
- Dostojewski napisał, że „Taniec to nieme wyznanie miłosne”. W naszym jest dużo śmiechu, trochę zderzeń, ale zawsze wracamy do kroku podstawowego!
A jak u Was? Tańczycie? Widzicie jakieś związki tańca z innymi obszarami życia? Nie zdecydowaliśmy się jeszcze na nasz pierwszy taniec, więc jeśli macie jakieś propozycje, wpisujcie w komentarzach.
A na deser Leonard Cohen i jego przepiękne „Dance me to the end of love”. Tylko zobaczcie te tańczące pary i ich zdjęcia w tle!!