Porządkuję domowe archiwa (ileż można chorować?). W moim przypadku „stare” zdjęcia to np. takie sprzed 7 lat. Wczorajszy wieczór spędziłam na zmianę wzruszając się i ciesząc, pokazując Narzeczonemu i wysyłając przyjaciołom co zabawniejsze obrazki (obok kreatywny strój z Off Festivalu, kiedy bardzo padało). I czego się dowiedziałam z takiego przeglądu fotografii?
- Czuję dużą wdzięczność. Myślę, że dobrze urządzać sobie taki pokaz slajdów co jakiś czas (przejrzeć galerię na fb czy tradycyjny album). Zobaczyć, ile dobrego stało się w ostatnim roku, ile fajnych spotkań z rodziną i przyjaciółmi, ile miejsc mogliśmy zobaczyć, zamiast narzekać, że ciągle dzieje się to samo lub że nic się nie dzieje. A skoro wdzięczność pomaga redukować stres, to oglądanie zdjęć jest dobre dla zdrowia.
- Niektóre rzeczy da się uchwycić, inne zostają w Twojej głowie. Nie jestem osobą, która pstryka tysiące zdjęć na wycieczkach, wolę przeżywać i zapamiętywać. Jeśli już fotografuję, to zamiast bardzo znanych zabytków, łapię chwile i ludzi. Po lewej np. ciekawy pomysł na zwiedzanie: w Muzeum Nauki w Londynie dzieci mogą przebrać się za… karaluchy. Dlaczego karaluchy? A dlaczego nie? Na pewno nie jest nudno. Energię człowieka, który prowadził wycieczkę, też udało nam się uchwycić. Ale są takie obrazy z tej i innych wycieczek, które zapamiętam bez zdjęcia – wzruszenie dziadziusia w pociągu, który jechał odwiedzić grób swojej żony, nasz pierwszy lot, wiosna w Paryżu, gdy otuleni w kurtki poczuliśmy się jak goście z naprawdę zimnego kraju.
- Są takie miejsca, których już nie ma, ale doświadczenia zostały. Tutaj po lewej mój najpiękniejszy pokój w akademiku z fioletowymi ścianami, niebieskim sufitem, zielonym kaloryferem i żółtymi szafkami (tak, zasłona w końcu musiała do czegoś pasować). Może i wkurzałam się, że tylu ludzi siedzi na moim łóżku, że w kuchni są mrówki, ale to były piękne czasy. Teraz ten budynek jest odremontowany, nie ma już 3-osobowych pokoi, które tak integrowały. Dobrze jest powspominać i wiedzieć, że w razie czego umiem zrobić deser dla 7 osób z paczki ryżu, budyniu i dżemu:) Akademik nauczył mnie też asertywności, tolerancji i umiejętności odpoczywania w niesprzyjających warunkach.
- Są ludzie, którzy są z Tobą we wszystkich ważnych momentach. Jedzą z jednej lodówki w akademiku, robicie razem dziwne filmiki z pomidorami na korytarzu, są z Tobą na rozdaniu dyplomów, odbierasz ich na lotnisku z zabawnymi karteczkami, jesz dwugodzinne śniadania. Potrafią Ci też, kiedy trzeba, powiedzieć, że gadasz głupoty i przesadzasz. Są też tacy, którzy pojawiają się na zdjęciach i znikają i to też jest ok. Nie jest możliwe, przynajmniej dla mnie, żeby utrzymywać dziesiątki silnych przyjaźni jednocześnie. Lubię też określenie, że człowiek jest średnią 5 osób, z którymi najczęściej przebywa (Jim Rohn). Podoba mi się moja średnia:)
Moja ulubiona kategoria – zdjęcia z ukrycia. Zdjęcia robione podczas snu lub gdy nie wiedziałam, że ktoś na mnie patrzy. Głównie robione są przez mojego Narzeczonego i zawsze mnie wzruszają. (A trzeba wiedzieć, że nie pstryka on zdjęć na trybie serduszko, jak ja, ale wkłada w nie dużo troski i czasu). I widzę włożony w nie czas, troskę i czułość. Niektóre zaskakują, pokazują zamyślenie, albo wyraz twarzy, którego nie byłam świadoma, może bardziej naturalny? Jaki jesteś, gdy nikt na Ciebie nie patrzy?

pewno masz takie, że kiedy na nie patrzysz, to zastanawiasz
się, jak to się stało, że dobrowolnie wyszedłeś z domu z taką fryzurą i w
takim stroju. Nie mówię o czasach, kiedy ubierała nas Mama, ale o
momencie, kiedy sami decydowaliśmy jak się ubierzemy i wychodziło
okropnie. Uwielbiam je i mam ich dziesiątki, trzymam, żeby zachować
dystans do siebie i umieć się z siebie śmiać. Choć tutaj ich nie pokażę.
W mieszkaniu ulubione ujęcia wieszam na
tablicy korkowej albo staromodnie drukuję w albumie. Czasami wystarczy
rzut oka, żeby sobie poprawić nastrój. W pracy towarzyszy mi np. tapeta z
festiwalu gospel i dodaje energii do działania. Osobną
kategorią są zdjęcia jedzenia albo specjalny rodzaj uśmiechu nad pysznym
jedzeniem, takich znalazłam zaskakująco dużo, ale lepiej jeść niż
patrzeć:)
tablicy korkowej albo staromodnie drukuję w albumie. Czasami wystarczy
rzut oka, żeby sobie poprawić nastrój. W pracy towarzyszy mi np. tapeta z
festiwalu gospel i dodaje energii do działania. Osobną
kategorią są zdjęcia jedzenia albo specjalny rodzaj uśmiechu nad pysznym
jedzeniem, takich znalazłam zaskakująco dużo, ale lepiej jeść niż
patrzeć:)
A Ty jakie swoje zdjęcia lubisz? Masz albumy cyfrowe czy tradycyjne? Widzisz jakieś wspólne wątki na swoich zdjęciach?