Work-life balance – czy masz swoje zasady?
Narzekasz, że nie masz na nic czasu, a jesteś ciągle zmęczony? Wszyscy mamy go tyle samo, ważne tylko na co go przeznaczamy. Co robisz, żeby zachować równowagę między pracą i odpoczynkiem? Podziel się w komentarzu i poczytaj o zasadach work-life balance, które stosuję – są uniwersalne i działają też na urlopie macierzyńskim:)
Nie odpowiadam od razu na maile
Dzień w pracy zaczynałam od tego, co mam w danym dniu zrobić, maile ciągle wpływały i gdybym miała odpowiadać na nie od razu, to spędziłabym tak cały dzień. Poza tym często ludzie po wysłaniu maila zmieniają swoje zapytanie, albo sami znajdują rozwiązanie. Zakładałam, że odpiszę w przeciągu maksymalnie kilku dni (jeśli nie szkoliłam to szybciej) Nigdy nie stawiałam też sobie za cel, żeby mieć pustą skrzynkę (tzw. zasada mailbox zero). Może to dla niektórych będzie szokujące, ale nie mam nawet folderów z nazwami, wszystkie maile trzymam w wiadomościach odebranych, jeśli czegoś szukam, to po prostu po nazwie lub odbiorcy na służbowej skrzynce lub oznaczam niektóre etykietami (gmail). Jeszcze nigdy poszukiwania ważnego maila nie trwały dłużej niż kilka minut.
Regularnie wypisuję się z newsletterów
Popatrz na swoją skrzynkę, ile przychodzi do ciebie wiadomości, które nie są już aktualne. Oferty, maile, reklamy, raporty, które nawet nie są do siebie, ale od wieków ktoś je do Ciebie wysyła. Jeśli ich nie czytasz, to po co trzymasz je na mailu? Może poprosisz adresata, żeby omijał twoje nazwisko w tej korespondencji, jeśli ktoś inny zajmuje się już daną sprawą. Nie czuję się jakoś specjalnie ważna z powodu wielkiej ilości maili przychodzących codziennie. Im mniej tym lepiej. Przy okazji, czy zapisałeś się już na mój Błyskowy Newsletter? Raz w miesiącu dzielę się na nim inspiracjami z psychologii. Z niego też możesz się w każdej chwili wypisać.
Mam jeden kalendarz i jedną listę zadań
W kalendarzu gmaila połączonym z pocztą umieszczam to, co jest do zrobienia w konkretnej dacie i nie zaprzątam sobie głowy tym, o czym nie chcę danym momencie pamiętać (zakupy, rzeczy do sprawdzenia itd.). Dotyczy to też planowania wpisów na blogu- robię to raz w tygodniu z zapasem na nieprzewidziane okoliczności. Rzeczy do zrobienia wpisuję w jeden papierowy kalendarz – lubię wpisywać i skreślać ręcznie zadania.
Sprzątam w przerwach
Moją ambicją nie jest posiadanie błyszczącego domu. Ale lubię się poruszać między „zadaniami stacjonarnymi” – karmieniem i usypianiem dziecka, pisaniem bloga, czytaniem ciekawych książek. Takie szybkie 5-15 minutowe zadania – włożenie prania, naczyń do zmywarki, odkurzanie – są doskonałym przerywnikiem. W pracy takie „sprzątanie” dotyczyło zwykle ogarniania biurka z kilku kubków kawy stojących na nim od rana:) albo dokumentów. Jasne super byłoby mieć zawsze porządek, pusty zlew i kosz na śmieci, czekać na męża z kolacją, ale mogę być albo zmęczona albo wypoczęta i rozwinięta intelektualnie i zawsze wybieram to drugie.
Zadania wykonuję w blokach
Od kiedy pojawiło się w naszym życiu dziecko, żyję w cyklach 3 godzinnych obejmujących karmienie i usypianie Dziedzica i zadania pomiędzy, które łączę w bloki (odpowiadanie na maile, sprzątanie etc.). Dotyczy to również zadań poza domem, jeśli jadę autem na zakupy, to często łączę to z tankowaniem lub apteką, tworząc mini trasę. Tak samo było w pracy – maile ciągle spływały, więc odpowiadanie w blokach było o wiele bardziej skuteczne, bo oprócz tego miałam czas na pracę koncepcyjną np. tworzenie nowego programu szkolenia.
Rzadko oglądam telewizję
Chyba że do gotowania w tle, ostatnio wolę słuchać podcastów np. malawiekafirma.pl, ponitceadriadny.pl, mariuszchrapko.com albo radia. Ciekawe tematy i rozmowy, a przy okazji można ugotować coś dobrego:)
Nie pracuję w weekend
Kiedy pracowałam zawodowo, nie zabierałam komputera na weekend do domu, nie sprawdzałam maili, właściwie to nie wiem jak uchowałam się bez telefonu służbowego – nigdy się o niego nie dopominałam i bardzo mi to odpowiada. Kiedy wyjeżdżałam na urlop, zostawiałam kluczowe informacje, tak aby moja obecność nie była niezbędna. Nie lubię czuć się niezbędna:) Na urlopie macierzyńskim obowiązków jest sporo też w weekend. Ale nie sprzątam, nie robię zakupów w niedzielę – dla mnie to jeden dzień wolny od niekoniecznych obowiązków, jeśli widzę wtedy bałagan w mieszkaniu, to staram się nie patrzeć w jego stronę. A od czasu do czasu mąż serwuje mi wolne popołudnie, kiedy mogę się wyszaleć na mieście i to dla mnie work-life balance w nowej wersji, bo mogę wtedy zatęsknić za swoimi chłopakami w domu:)
Nie wierzę w multitasking
Nie umiem robić dwóch rzeczy na raz – chyba, że jedna jest czysto manualna, np. gotowanie, a druga umysłowa – słuchanie podcastów. Ale już zaczynanie kilku zadań na raz i przerywanie ich sprawdzaniem facebooka nie wchodzi w grę. I tak samo było w pracy. Nie da się efektywnie uczestniczyć w spotkaniu odpisując na maile. Po prostu się nie da. Jedno zadanie zawsze wygrywa i bardziej się na nim skupiasz. A poza tym taka wielozadaniowość jest strasznie męcząca. A jeśli nie musisz słuchać na tym spotkaniu, albo twoja obecność nie jest tam kluczowa, to pytanie, to tam robisz? Może mógłbyś lepiej spożytkować swój czas?
Od czasu do czas robię sobie dzień lenia
Są takie dni, kiedy nic mi się nie chce. Nic oprócz przewijania i karmienia Dziedzica, więc nie jest to takie zupełne lenistwo:) Ale nie serwuję sobie wtedy żadnej intelektualnej rozrywki. Włączam „Przyjaciół” do karmienia, drzemię razem z dzieckiem, buduję stertę naczyń, zamawiam jedzenie na telefon. Wolę odpocząć i nabrać energii niż mieć porządek w domu i być wiecznie zmęczoną.
Wyciszam telefon
Wiem, że to wkurza niektórych znajomych, ale w weekendy często trudno się do mnie dodzwonić. Ostatnio odinstalowałam sobie Messengera z braku pamięci (zdjęcia dziecka zajmują większość:), co zwiększyło ilość wolnego czasu! Wiadomości sprawdzam, gdy usiądę do komputera, bo telefon pod ręką kusił do nieskończonych rozmów.
Wysypiam się, ćwiczę jogę
Jeśli totalnie nie mam energii na ruch to przeciągam się chociaż 5-10 min dziennie, za co są mi wdzięczne moje plecy usztywnione w pozycji karmienia Dziedzica. Bo work-life balance to też moje ciało i to jak je traktuję. Eksperymentuję też z korzystaniem z komputera na stojąco – to o wiele zdrowsza pozycja niż siedzenie i pozwala się skupić na robieniu kluczowych rzeczy.
Co zyskuję dzięki tym zasadom?
-
Spokój – łatwo się relaksuję
-
Nie myślę, ile to rzeczy muszę zrobić i kiedy to się stanie, ale wpisuję zadania do kalendarza. Kiedy pracowałam dzięki takim jasnym granicom i braku komputera w domu weekend pozwalał na pełną regenerację.
-
Kiedy jestem aktywna to na 100% i kiedy odpoczywam – też!
-
Dużo śpię – na tyle na ile pozwala dziecko, a na pewno umiem szybciej zapadać w sen!
-
Mam czas na rozwój – czytam jedną książkę w tygodniu – było tak również gdy pracowałam, bo wykorzystywałam dojazdy autobusem
Nad czym jeszcze pracuję?
Marzy mi się jeden dzień w tygodniu bez internetu, ale jeszcze nad tym pracuję. Tak się składa, że na facebooku na przykład mam czat z rodziną i znajomymi oraz polubione różne czasopisma, więc nie jest to dla mnie narzędzie bezmyślnego przewijania tablicy i podglądania znajomych, ale sposób na komunikację i „kiosk z gazetami”. Nie wiem zatem jak uskutecznić taki detoks od internetu. Czasami udaje mi się zaglądać do niego „tylko”2 razy dziennie:) Maciek jakieś pomysły albo swoje sposoby?
A ty jak dbasz o work-life balance?
Podziel się swoimi sposobami w komentarzu, chętnie się zainspiruję!
***
Jeśli chcesz zostać na dłużej, zapisz się do newslettera albo polub mój fanpage
zdj. Alisa-Anton/unsplash.com